środa, 12 marca 2014
Przeklęty von Forno
W leśnickim zamku coś przeciągle zaskrzypiało. Spłoszone myszy pouciekały do swoich nor, na dębowych półkach zadrżały talerze, braciom Zakonu Krzyżowców zaś na małą chwilę rozszerzyły się źrenice. „Przeklęty von Forno!”. Niewyraźna, czerwona plama na posadzce nagle rozbłysła w ostrym, krwistym kolorze. Załopotały ciężkie zasłony, w oddali zaszumiała dzika Bystrzyca. Znad cmentarza huknął trupi odór, zamkowy park zaś zaszedł gęstą mgłą. „Przeklęty von Forno”, zaklął ponownie zakonnik i wyszeptał kilka słów egzorcyzmu. Ale to na nic. Dla tak potępionej duszy nie było ratunku...
Wszystko to zaczęło się w w 1651 roku, leśnickie dobra zakupił wówczas hrabia Horatius von Forno, cesarski radca. Jako Włoch z pochodzenia charakteryzował się wybuchowym temperamentem i nieposkromioną żywiołowością, jako zagorzały katolik zaś – nie przystawał do ewangelickich realiów Wrocławia. Zapisał się na kartach historii niebywałym okrucieństwem, w ciągu zaledwie trzech lat swoich rządów zasłużył na mroczną legendę, opowiadaną po dziś dzień. Co takiego uczynił ów przeklęty von Forno?
Z całą pewnością uczynił wystarczająco dużo. I choć dzisiaj trudno już ocenić, które z opowieści o tym magnacie miały w sobie ziarnko prawdy, to trzeba przyznać, że był on postacią wybitnie nielubianą i pogardzaną. Słynął z dwóch rzeczy – maltretowania służby i niesłychanego religijnego fanatyzmu. Pewnego razu rozprawiał się z 50. niewiernymi poddanymi, którzy odmawiali przejścia na katolicyzm. Znaleźli oni schronienie na pobliskim cmentarzu. Horatius von Forno postanowił spacyfikować tę grupę za pomocą oddziałów regularnego wojska. Potężna armatnia salwa zmiotła z powierzchni ziemi niewinnych mężczyzn, kobiety i dzieci. W innej wersji tej historii podpalono kościół pełen nieposłusznych chłopów. Ofiary tamtych zajść ukazują się czasem jako zjawy, nie mogąc zaznać spokoju po okrutnej śmierci.
Dusza hrabiego zapracowała na wieczne potępienie także poprzez terror zaprowadzony na zamku. Zastraszeni lokaje i pokojówki żyli w cieniu pańskiego bata, świstającego bez litości w średniowiecznych komnatach. Wszelkie obawy były jak najbardziej uzasadnione, jeden z służących przypłacił bowiem swoją rzekomą niekompetencję życiem. Ot, parę kropel rozlanego przypadkiem wina zamieniło się w gorejącą, krwawą plamę na zamkowej posadzce, niezmywalną niczym na dłoni Lady Makbet.
Nerwowe usposobienie nie dało cieszyć się hrabiemu długim zdrowiem, jednakże nawet po śmierci w 1654 r. jego poddani nie zaznali spokoju. Jedni widywali go w parku, drudzy na pobliskiej górce, trzeci zaś donosili, że Horatius von Forno nadal mieszka i rządzi niepodzielnie na zamku. Nawet po przejęciu leśnickich dóbr przez Zakon Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą, opowieści o upiornym duchu nadal rozgrzewały krew w żyłach okolicznych mieszkańców. Nawet druga wojna światowa i wędrówka ludów nie zatarły tragicznych wydarzeń sprzed lat...
Zachęcam Was do wycieczki śladami hrabiego – zwłaszcza, że wiosenna pogoda sama prosi się o długi spacer. Jeśli nie byliście jeszcze nigdy w Leśnicy, szybko naprawcie ten błąd :-).
Zdjęcie oczu z okładki jest udostępnione na licencji CC-BY-2.0, Autor: Jackie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawe do kogo można było przy przypisać role współczesnego hrabiego Horatius von Forno:)
OdpowiedzUsuńBłąd to zrobiłem, że się z Leśnicy wyprowadziłem :(
OdpowiedzUsuńZawsze na jesień jadę do jednego z Polskich miast - tak, na kilka dni. Szukałam właśnie atrakcji wokół Wrocławia.Trafiłam na ten blog :). A że lubię bajki i legendy, kocham niesamowite historie - odwiedzę Hrabiego na jego włościach :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń