wtorek, 30 sierpnia 2011

Dom Rybischa

Pisałem ostatnio o domu Heinricha Rybischa, znajdującym się przy Placu Solnym. Przygotowałem właśnie wizualizację zmian jego wyglądu na przestrzeni wieku. Klikając na zdjęcie otrzymacie kolejno rok ok. 1900, ok. 1910 i dzień dzisiejszy.



Pierwsze dwie fotografie pochodzą ze strony wroclaw.hydral.pl. Zostały lekko zmodyfikowane, aby dopasować się do współczesnego ujęcia. Dolną część z samochodami pozwoliłem sobie wyciąć.

środa, 24 sierpnia 2011

Dzieje Heinricha Rybischa

Mistrz zakonu krzyżowców z czerwoną gwiazdą, Erhard Scultetus, ciężko otarł skroń spoglądając na toczące się po stole kości. W głowie szumiało mu już kilka pucharów wina, Fortuna zaś wyraźnie się od niego odwracała. Jego towarzysz gry po kolejnej wygranej podniósł stawkę. Rzucił na stół ogromny, złoty łańcuch. Pełen buty Mistrz w odpowiedzi postawił na szali swój bezcenny skarb – prawa do kościoła św. Elżbiety, jednej z najokazalszych i najwyższych świątyń świata. Rozpoczęła się mordercza rozgrywka, za każdym uderzeniem kości o stół podążały dwie pary zajadłych oczu. Melodia karczmianego gwaru stała się czymś odległym, stół do gry otuliło skupienie, majaki wypitych trunków ucichły przyparte narastającym napięciem. Mistrz nie miał jednak tego dnia szczęścia. Zapewne nigdy nie wybaczył sobie przegranej z najprzebieglejszym ze znanych Wrocławian – Heinrichem Rybischem.

Postać Rybischa (1485–1544) do dziś rozpala umysły dolnośląskich historyków, trudno bowiem znaleźć w dziejach Wrocławia człowieka bardziej zaradnego, a zarazem kontrowersyjnego. Pochodził on z rodziny saksońskich kupców. Wszechstronnie wykształcony, w wieku 36 lat otrzymał stanowisko miejskiego syndyka. Piął się na szczeblach kariery aż na sam szczyt, uszlachetniony przez Cesarza piastował nawet stanowisko generalnego poborcy podatkowego dla całego Śląska i margrabstwa łużyckiego. Szybko zdobył pieniądze i wpływy, równie szybko przysposobił sobie wielu wrogów.

Przede wszystkim nienawidzili go katolicy, w szczególności Polacy. Rybisch jako zagorzały protestant co rusz wprowadzał w życie coraz bardziej śmiałe i przewrotne pomysły. Udało mu się przekonać wrocławskich patrycjuszy do zburzenia potężnego opactwa na Ołbinie, w 1522 r. zaś przyczynił się do wygnania z miasta Bernardynów. Czarę goryczy przelała wspomniana we wstępie gra w kości (ponoć wydarzyła się naprawdę!). Rada Królewska, w większości katolicka, wynajęła nawet płatnych zabójców mających zgładzić Rybischa podczas jego podróży do Pragi. Gdy przejeżdżał przez Most Karola, został zatrzymany przez jednego z protestanckich dworzan. Aby nie łamać tajemnicy, ów dworzanin wyjawił zamiary Rady na głos jednemu z kamiennych posągów, umieszczonych na moście. Po wysłuchaniu przestrogi Rybisch w przebraniu kobiety niezwłocznie zbiegł do Wrocławia. Warto wspomnieć, że sto lat później galopująca kontrreformacja zmiotła z Pragi ostatnich protestantów.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Deszcze niespokojne

Wrocław jest na tle całej Polski miastem ciepłym i słonecznym, czasem jednak zamienia się w prawdziwą krainę deszczowców. Pierwsze znane przekazy mówią o zalaniu przez Odrę Ostrowa Tumskiego w 1179 r. Roczniki śląskie wspominają o "krwawej fali" z 1270 r., która zatapiała na swojej drodze pola, lasy i wsie. Na przestrzeni tysiąclecia mieszkańcy Wrocławia niejednokrotnie walczyli z kapryśną aurą, zamieniającą leniwe rzeki w szalony żywioł. Uwierzycie jeśli powiem, że powodzie to tylko jeden z rodzajów katastrof powodowanych w mieście przez deszcze? Stare, wrocławskie legendy raz po raz wspominają o zaskakujących zjawiskach atmosferycznych.

Najważniejsza z legend mówi o pamiętnych wydarzeniach z 1241 r., kiedy to skośnooka, żądna krwi wataha tatarskich wojowników otoczyła Wrocław. Przeor Czesław wraz ze zgromadzonym ludem padł na kolana i wzniósł ku Bogu nabożną pieśń. Chwilę później niebiosa rozgorzały czerwoną łuną. Przerażeni Tatarzy ujrzeli zmierzający ku nim ognisty deszcz, cudem omijający zgromadzonych na Ostrowie Tumskim Ślązaków. Agresorzy rzucili się do Odry, gdzie dokonali swojego żywota. Fale rzeki zarumieniły się od tatarskiej krwi, Wrocław zaś został oszczędzony. Ów pobożny przeor Czesław był ponoć także wybawicielem klasztoru św. Wojciecha podczas wielkiego pożaru w 1570 r. Przypisywano mu sprowadzenie deszczu (tym razem zupełnie konwencjonalnego) na trawiony płomieniami dach budynku.

W 1342 r. pewna zakonnica z kościoła św. Maurycego widziała nad Wrocławiem archanioła z mieczem w ręce, który ciskał w miasto ognistymi węglami, powodując tym samym gwałtowne pożary. Miała być to kara boska za znieważenie biskupa Nankiera przez króla Jana Luksemburskiego. Ponad 200 lat później ognisty deszcz nawiedził Psie Pole - ot tak, bez wyraźnego powodu. Kroniki odnotowały wiadomość, że osmalił on brody odrzańskim rybakom i zniszczył suszące się przy rzece ubrania. W tym samym dniu, 27 czerwca 1551 r., chmury nad Osobowicami przyniosły deszcz spływający kroplami krwi...

Wiemy już, czym ciskały w nas archanioły, pora więc na parę słów o diable. Otóż diabeł wedle wielu podań lubił czasem oderwać głaz od Ślęży i rzucić go w stronę Wrocławia. Kierowała nim zazwyczaj złość na widok majestatycznej wieży kościoła św. Elżbiety, nigdy jednak nie zdołał dorzucić głazu do celu. Raz odleciało mu kopyto, raz ksiądz przeszkodził mu głośnym "Amen" wypowiedzianym na mszy. Jeden z takich diabelskich kamieni do 1740 roku spoczywał na Klecinie, niestety rozbito go na kawałki przy pomocy prochu.

Źródła

  • Kwaśniewski, K. – Legendy i podania wrocławskie i dolnośląskie, Poznań 2010.
  • Grafika przedstawia obraz "Fire of the cathedral to Breslau" pędzla Philipa Antona Bartscha.

wtorek, 9 sierpnia 2011

"Ruhe in Frieden" – część III

Miałem się wstrzymać chwilę z nowymi postami, ale wczoraj natrafiłem na fascynujące fakty dotyczące nekropolii pomiędzy ulicami Pilczycką i Lotniczą. Pisałem ostatnio o niemieckich nagrobkach porzuconych za przystankiem linii 135 "Modra". Zacząłem się mocno zastanawiać, dlaczego na każdej mapie ten skrawek zaniedbanego i zaśmieconego terenu oznaczony jest jako cmentarz (lub część cmentarza żydowskiego). Odpowiedź przyszła zupełnie niechcący, za sprawą artykułów Grażyny Trzaskowskiej i dosłownie wbiła mnie w fotel.

Okazuje się, że owa niepozorna, trójkątna działka pomiędzy murem cmentarza żydowskiego, ul. Pilczycką a ogrodzeniem ogródków działkowych (oznaczona na mapie obok na czerwono) odegrała w czasach Festung Breslau niezwykle istotną rolę. W 1944 roku, w początkowym okresie oblężenia Wrocławia przez wojska sowieckie, postanowiono założyć na niej "cmentarz bohaterów". W styczniu i w lutym 1945 r. powstały tam 24 mogiły zbiorowe ze szczątkami 2500 ofiar, głównie żołnierzy, którzy zmarli w lazarecie zorganizowanym w szpitalu i klasztorze elżbietanek przy ul. Grabiszyńskiej 105-109.

środa, 3 sierpnia 2011

Wrocławskie Powstanie Warszawskie

Podczas inscenizacji Powstania Warszawskiego na Rynku przyszło mi do głowy pytanie: co tak naprawdę działo się we Wrocławiu w sierpniu 1944 r.? Czy Powstanie odbiło tu jakieś piętno? Odpowiedź jest bardzo ciekawa, również jako uzasadnienie wydawania pieniędzy na rekonstrukcję wydarzeń, które "wrocławian nie dotyczą". Znalezienie informacji zajęło mi kilka dni, kluczowy okazał się artykuł Krzysztofa Popińskiego "Prasa w Breslau o Powstaniu Warszawskim".

Pierwsze wzmianki o Powstaniu pojawiły się w lokalnych gazetach dopiero 18 dni po jego rozpoczęciu, zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Propagandy Rzeszy zastosowano tezy o przedsięwzięciu z góry skazanym na porażkę i opartym na fałszywych i naiwnych przesłankach politycznych. W "Schlesische Zeitung" opublikowano łącznie 7 not prasowych o wydarzeniach w polskiej stolicy, okraszonych opowieściami o zrozpaczonych uchodźcach i o bandytach, prowadzących nieuczciwą walkę w niemieckich mundurach. 30 września ukazała się relacja korespondenta wojennego, Seppa Härle, opowiadająca o ciężkich walkach w kanałach i o dzielnych saperach wspierających piechotę i wojska pancerne. Relacja szczegółowo opisywała taktykę Niemców, a przynajmniej jej udane aspekty. Opowiadała o odcięciu pitnej wody i wykradnięciu planów kanalizacji, obrazowo pokazywała walkę o każdy metr gęstej zabudowy. Można powiedzieć, że pomimo zrzucania pełnej odpowiedzialności na Powstańców zaskakująco sprawnie oddawała dramatyzm Powstania.

Informacje zamieszczane w gazetach były jedynie parafrazami tekstów nadsyłanych z Berlina, trudno więc spodziewać się, że stanowiły echo przekonań mieszkańców Wrocławia. Znacznie bardziej miarodajne jest porównanie powstańczej Warszawy do uformowanego później Festung Breslau. Historycy spierają się na temat podobieństw obu bitew, niepodważalny jest jednak fakt, że zarówno Sowieci, jak i Niemcy stosowali taktykę podpatrzoną wcześniej nad Wisłą. Obrońcy miasta masowo wykorzystywali granatniki i pancerfausty, przemieszczali się kanalizacją i rozbijali ściany działowe w piwnicach, których przestrzeń służyła za schrony i ciągi komunikacyjne dla wojska. Rosjanie zaś przeszli do działań w mieszanych grupach bojowych złożonych z piechoty, artylerii i saperów - jakby żywcem wyjętych z niemieckich relacji z Powstania Warszawskiego.


Niemcy jednak nie wynieśli z Warszawy najważniejszej lekcji – takiej walki praktycznie nie da się wygrać. Los obrońców Festung Breslau okazał się paradoksalnie o wiele tragiczniejszy od losu powstańców. Sowieci nie dotrzymali w maju 1945 r. warunków kapitulacji i zgotowali jeńcom prawdziwe piekło w radzieckich obozach. Miasto uległo niemal zupełnej zagładzie, pod jego gruzami zginęły tysiące żołnierzy. Tragedia Warszawy okazała się zapowiedzią zniszczenia nadodrzańskiej "twierdzy"...

Źródło
Głowiński, Tomasz - Festung Breslau 1945. Historia i pamięć., Wrocław 2009