Iwan Semenowicz Połbin urodził się w 1905 r. w więziennej celi. W najmłodszych latach uczęszczał do szkoły powszechnej i pracował jako pastuch. Nieco później wyjechał z rodzinnej miejscowości i zatrudnił się w charakterze robotnika na kolei. Wstąpił również do Komsomołu. Gdy w 1927 r. wcielono go do armii, wreszcie odnalazł swoje przeznaczenie. Szybko piął się na szczeblach kariery, w 1931 r. ukończył z wyróżnieniem wojskową szkoły pilotów w Orenburgu. Do końca życia odbył łącznie 157 lotów bojowych, z szeregowego żołnierza w niespełna 15 lat stał się generałem majorem Armii Czerwonej. Walczył na Bliskim Wschodzie, w bitwie stalingradzkiej oraz na ziemi sandomierskiej. W 1945 r. skierowano go nad Dolny Śląsk.
Czym wsławił się Połbin? Współpracownicy i podwładni z pewnością podziwiali jego porywczy charakter i odwagę. Nawet jako generał, pomimo wyraźnego zakazu, nadal odbywał loty bojowe. Nigdy nie pozostawił swoich pilotów w trudnych misjach, a przynajmniej tak rysowała jego postać sowiecka propaganda. Szalone pomysły taktyczne Połbina przeszły do historii lotnictwa, przypisuje się mu przede wszystkim pierwsze znane użycie bombowców do zestrzelenia wrogich samolotów (zazwyczaj zajmowały się tym myśliwce z eskorty). W październiku 1943 r. jego pułk zniszczył sześć niemieckich maszyn przy stracie trzech własnych. W ten sposób sowieckie pozycje uniknęły nieprzyjacielskich bombardowań. Już w 1942 r. Połbin uhonorowany był najwyższym tytułem Bohatera Związku Radzieckiego, trzy lata później otrzymał go po raz drugi. Niestety pośmiertnie.
Co takiego stało się w 1945 r. nad płonącym Breslau? 10 lutego 1945 r. odbyły się pierwsze radzieckie naloty na stolicę Dolnego Śląska. Następnego dnia piękna pogoda zachęciła stacjonującego w Brzegu Połbina do poprowadzenia pułku 9 bombowców nad podwrocławski Oporów. Wybrał drogę ponad miastem, liczył, że ukryje się w gęstym dymie buchającym z płonących budynków. Ta odważna decyzja okazała się zgubna dla niego i załogi, samolot Pe-2 został zauważony i zestrzelony przez działo stojące na ul. Fiołkowej, niedaleko dzisiejszego FAT-u. Maszyna eksplodowała, szczątków samego generała dotąd nie odnaleziono.
Dziś postać Iwana Połbina budzi poważne kontrowersje. Nie da się zaprzeczyć, że był jedynym w historii generałem, który poległ prowadząc bojowy lot. Przypisuje się mu również wiele innowacji w dziedzinie taktyki walki powietrznej. Czy powinniśmy jednak honorować żołnierza Armii Czerwonej poprzez nazwę kozanowskiej ulicy? Ten temat powraca od kilku lat jak bumerang. Dr Maciej Korkuć z krakowskiego IPN, specjalista w dziedzinie "lustrowania" ulic wypowiedział się, że:
W czasie bitwy o twierdzę Wrocław zginęło wielu wybitnych żołnierzy sowieckich i niemieckich, jedni w służbie Stalina, drudzy Hitlera. Nie powinno być dla takich "bohaterów" miejsca w Polsce. Mają dużo ulic w Niemczech i w Rosji.
Co o tym myślicie?