niedziela, 8 stycznia 2012

Wrocławski młot na herezję

Pewnego chłodnego, wiosennego poranka 1453 roku na Plac Solny zaczęły zmierzać wielkie tłumy ludzi. Zgromadzenie złożone z wrocławian oraz mieszkańców pobliskich miasteczek z minuty na minutę stawało się coraz liczniejsze, tysiące głów spoglądały nerwowo w stronę jednej z narożnych kamienic. Unoszący się nad Placem gwar umilkł, gdy w oknie budynku ukazała się wychudzona sylwetka, w zniszczonej koszuli i znoszonym, mnisim habicie. To Jan Kapistran, papieski inkwizytor, wyszedł wygłosić jedno ze swoich płomiennych kazań. Wypowiadane po łacinie słowa ustami tłumaczy uderzały prosto w serca tłumu. Co rusz słuchacze wybuchali feerią emocji, nawiązania do sądu ostatecznego i nieuchronnej śmierci budziły prawdziwą trwogę i szkliły oczy bogobojnych mieszczan. Kaznodzieja, dzierżąc w ręku ludzką czaszkę grzmiał: "To jest zwierciadło, w którym możecie wszystko zobaczyć, co uczyniliście i do czego wasza miłość was doprowadziła. Patrzcie, gdzie są włosy, które tak trefiliście, gdzie nos, którym wdychaliście przyjemne zapachy, gdzie język, którym kłamaliście. Wszystko zjadły robaki!". Wkrótce chłód poranka ustąpił gorącym płomieniom, trzaskającym znad ułożonego na środku stosu. W objęcia ognia wierni wrzucili przedmioty zbytku - karty do gry, lustra, kosmetyki - stanowiące przeszkodę w osiągnięciu wiecznego żywota. Zgromadzeni ludzie doznali religijnego uniesienia, które wkrótce miało zamienić się w prawdziwy dramat...