Pewnego chłodnego, wiosennego poranka 1453 roku na Plac Solny zaczęły zmierzać wielkie tłumy ludzi. Zgromadzenie złożone z wrocławian oraz mieszkańców pobliskich miasteczek z minuty na minutę stawało się coraz liczniejsze, tysiące głów spoglądały nerwowo w stronę jednej z narożnych kamienic. Unoszący się nad Placem gwar umilkł, gdy w oknie budynku ukazała się wychudzona sylwetka, w zniszczonej koszuli i znoszonym, mnisim habicie. To Jan Kapistran, papieski inkwizytor, wyszedł wygłosić jedno ze swoich płomiennych kazań. Wypowiadane po łacinie słowa ustami tłumaczy uderzały prosto w serca tłumu. Co rusz słuchacze wybuchali feerią emocji, nawiązania do sądu ostatecznego i nieuchronnej śmierci budziły prawdziwą trwogę i szkliły oczy bogobojnych mieszczan. Kaznodzieja, dzierżąc w ręku ludzką czaszkę grzmiał: "To jest zwierciadło, w którym możecie wszystko zobaczyć, co uczyniliście i do czego wasza miłość was doprowadziła. Patrzcie, gdzie są włosy, które tak trefiliście, gdzie nos, którym wdychaliście przyjemne zapachy, gdzie język, którym kłamaliście. Wszystko zjadły robaki!". Wkrótce chłód poranka ustąpił gorącym płomieniom, trzaskającym znad ułożonego na środku stosu. W objęcia ognia wierni wrzucili przedmioty zbytku - karty do gry, lustra, kosmetyki - stanowiące przeszkodę w osiągnięciu wiecznego żywota. Zgromadzeni ludzie doznali religijnego uniesienia, które wkrótce miało zamienić się w prawdziwy dramat...
Ale zacznijmy od samego początku. W XV w. powoli zaczęto dostrzegać konieczność zreformowania kościoła katolickiego. Co ciekawe, pierwszy zryw przeciwko "zepsuciu" watykańskich władz nastąpił na terenie Królestwa Czech. Spór o kształt religii, zapoczątkowany przez czeskich husytów, pogrążył Europę Środkową w otchłani okrutnych wojen. Kolejni papieże, mając przed oczyma widmo utraty wpływów, uczestniczyli czynnie w tłumieniu owej herezji. Dość niezwykłą rolę odegrał tu Wrocław (należący wówczas do Korony Czeskiej). Rada Miasta, złożona głównie z niemieckich katolików, jednoznacznie opowiedziała się przeciwko husytom. Stolica Dolnego Śląska z dnia na dzień stała się ostatnim przyczółkiem "starego" porządku w Królestwie, pełniąc zarazem rolę głównej bazy wypadowej dla papieskich krucjat (Czesi nigdy nie wybaczyli wrocławianom tego afrontu). W 1451 r. cesarz Rzeszy Niemieckiej, Fryderyk III, namówił papieża Mikołaja V do ostatecznego rozprawienia się z rewoltą. Ogłoszenie kolejnej krucjaty powierzono zaufanemu inkwizytorowi, Janowi Kapistranowi.
Jan Kapistran urodził się we Włoszech, w rodzinie niemieckiego barona. Zdobył staranne wykształcenie, był nawet sędzią i gubernatorem. W 1415 r. jego karierę urzędniczą przerwała wojna, w wyniku której został wtrącony do więzienia. Długie miesiące spędzone w odosobnieniu otworzyły mu oczy na Boga. Zaczął oddawać się żarliwym modlitwom, jego pobożność sprawiła, że pewnego dnia doznał objawienia św. Franciszka z Asyżu. Po uwolnieniu Jan Kapistran porzucił swoją żonę i stał się mnichem, bardzo sumiennie wypełniającym swoją posługę. Przemierzał włoskie wioski i miasta, głosząc konieczność poprawy życia i nieuchronność sądu ostatecznego. Gdzie tylko nadarzyła się okazja - zakładał kolejne klasztory. Jego charyzmatyczne przemowy gromadziły ogromne tłumy słuchaczy, wkrótce o tych talentach usłyszał sam papież. Tak oto Jan stał się papieskim legatem i inkwizytorem, posiadającym wszelkie pełnomocnictwa Watykanu.
W 1453 r. Jan Kapistran podczas swej kampanii antyhusyckiej skierował się w stronę Wrocławia (po tym, jak wypędzono go z Pragi). Do miasta wjechał na oślicy, witany przez setki mieszczan. Brakowało tu heretyków, kaznodzieja skierował więc swe inwektywy w stronę oligarchów i patrycjuszy. Jego kazania gromadziły na Placu Solnym tłumy słuchaczy. Biedni i bogaci solidarnie słuchali gorzkich słów o zepsuciu współczesnego świata, razem pozbywali się też przedmiotów zbytku, niepotrzebnych do osiągnięcia życia wiecznego. Jan Kapistran przemawiał z okna swojej kwatery, z mniejszą audiencją spotykał się w katedrze i kościele św. Elżbiety. Ponoć zebrano dowody, że wskrzesił 30 osób i uzdrowił niezliczoną ilość ludzi głuchych i kalekich. Wszystkie te dokonania sprawiły, że znalazł się w panteonie katolickich świętych. I na tym moglibyśmy zakończyć historię o wspaniałym i dzielnym mnichu, pozostaje jednak do wyjaśnienia pewna kontrowersja...
Otóż, jak eufemistycznie ujął to ks. Józef Pater w swoim dziele "Z dziejów archidiecezji wrocławskiej", działalność kaznodziejska Kapistrana na Śląsku "zbiegła się" z procesami przeciw ludności żydowskiej. W 1453 r., w trakcie procesji Bożego Ciała, Żydzi zgodnie z prawem musieli opuścić swoje domostwa i ukryć się w taki sposób, aby nie mieć możliwości obserwowania chrześcijańskiego święta. Pokusa łamania zakazów okazała się jednak silniejsza i kilku śmiałków z ukrycia spoglądało na katolickich wiernych, oddających cześć jakiemuś dziwnemu przedmiotowi. Gdy ów przedmiot okazał się zwykłym opłatkiem, Żydzi zlecili jego kradzież i zaczęli przeprowadzać otoczone wielką tajemnicą eksperymenty. Aby potwierdzić boskość hostii bili ją i nakłuwali nożami. Na koniec poćwiartowaną na części wysłali do swych braci w pobliskich miastach.
Gdy cała sprawa wyszła na jaw - do działania przystąpiła komisja inkwizycyjna, na czele z Janem Kapistranem. Z rozpędu pojmano nie tylko sprawców świętokradztwa, ale i wszystkich wrocławskich Żydów. Podczas brutalnych tortur i przesłuchań wypływały kolejne nazwiska sprawców herezji - zarówno z Wrocławia, jak i z terenu całego Dolnego Śląska. Wszystkie żydowskie majątki zgodnie z prawem skonfiskowano i oddano do dyspozycji inkwizytora. W Świdnicy, Legnicy, Głogowie, Strzegomiu i Jaworze wybuchły antysemickie rozruchy, na Placu Solnym zaś odbył się pokazowy proces. Wyrok nie miał nic wspólnego z miłosierdziem. Czterdziestu winnych poddano okrutnym torturom, kaci gorącymi szczypcami szarpali i wyrywali po kawałku ciała ofiar. Szczątki straconych porozwieszano ku przestrodze na rozstajach dróg poza miastem. Pozostałych przy życiu Żydów wypędzono, odebrawszy im wcześniej dzieci do 7. roku życia (ochrzczono je i oddano do klasztorów). Jan Kapistran wydał dalsze dekrety, nakazujące przeprowadzanie na Żydach prób ognia i wody. Polegały one na wyborze pomiędzy chrztem a spaleniem na stosie... Wzniecone przez inkwizytora antysemickie nastroje doprowadziły do jednego z największych pogromów ówczesnej Europy.
Postać Kapistrana przetrwała w kulturze do dziś. Środowiska katolickie zgodnie przemilczają odpowiedzialność kaznodziei za śmierć setek ludzi, określają go raczej mianem "apostoła zjednoczonej Europy". Jak można się spodziewać - we Wrocławiu znajdziemy nawet ulicę nazwaną jego imieniem. Jako pikantną ciekawostkę na koniec podam, że to właśnie na Dolnym Śląsku narodziła się słynna, dziecięca wyliczanka "entliczek-pentliczek". W oryginale brzmiała nieco makabrycznie:
Entliczek, pentliczek,
czerwony stoliczek,
Pana,
Jana Kapistrana,
na kogo wypadnie,
temu ręka odpadnie.
Źródła
- Encyklopedia Wrocławia (zobacz w księgarni)
- Norman Davies, Roger Moorehouse - Mikrokosmos (zobacz w księgarni)
- Gazeta.pl, W cieniu Jana Kapistrana
- Gazeta.pl, Obraz śląskiego Rembrandta odnaleziony na poddaszu
- Internetowa Liturgia Godzin, Święty Jan Kapistran, prezbiter
- Piotrskarga.pl, Święty Jan Kapistran - wielki kaznodzieja i krzyżowiec
- Dzieje Żydów w Polsce - średniowiecze
- Katostwo nyskie, Entliczek, pentliczek - O dawnej wyliczance inkwizytora Jana Kapistrano
Jaki zbieg okoliczności, niedawno właśnie czytałam o Kapistranie w związku z żydami i obrazem Willmanna, a tu proszę - cudny artykuł na ten temat:-). Pomimo, żem wrocławianka, o ulicy Kapistrana nie wiedziałam (chyba była w przeszłości, bo teraz nie mogę znaleźć...). Bardzo dziękuję, pozdrawiam noworocznie i czekam na więcej:-)
OdpowiedzUsuńhttp://g.co/maps/wdkhj - ulica Kapistrana jest tutaj, za Muzeum Architektury :-). Również pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTa ulica to połączenie ul. Bernardyńska z ul. A.Modrzewskiego - Frycza! A tak na marginesie to nie wiedziałem że to był taki kawał drania i moim zdaniem ten przydomek św. wcale mu się nie należy. Osobiście ja interesuję św, Janem Nepomucenem. Ale artykuł mi się podobał, wielkie brawa! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak dla przypomnienia, św.Jan Nepomucen był postacią fikcyjną.
UsuńNikogo się nie czepiam.to tylko przejaw jakiejś złośliwości.Ale:współcześnie indoktrynację poczynają już na sześcioletnich "brzdącach".Fajnie się czytało.Chrobat.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCiekawa "bibliografia". Jakimś cudem o brutalności Kapistrana pisze wyborcza i Norman Davis ("historyk" wypromowany i piszący na zlecenie określonej grupy lobbystycznej) . Poproszę o źródła historyczne które potwierdzają te straszliwe historie a nie źródła antyklerykalne .
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem rzetelność tego artykułu jest delikatnie mówiąc wątpliwa. Wiele aspektów wydaje się być wyolbrzymionych czy nawet zmyślonych. Co do samej wylicznaki, przytoczony fragment to współczesna polszczyzna, natomiast jeśli zajrzymy do kronik czy poezji z tamtego okresu można zauważyć, że język polski brzmiał nieco inaczej.
OdpowiedzUsuń