Dzisiejszy Wrocław to metropolia słynąca ze swoich ambicji. Ich ukoronowaniem jest niewątpliwie Sky Tower, jeden z najwyższych budynków Europy, który już za rok zawładnie śląskim niebem. Mało kto zdaje sobie sprawę, że na przestrzeni wieków miasto sięgało już niejednokrotnie do chmur. Strzeliste, gotyckie wieże towarzyszyły Wrocławiowi od początków jego istnienia. Świadczyły o bogactwie i wysokiej randze grodu nad Odrą. Być może zaciekawi Was niniejszy artykuł dotyczący wysokościowych aspiracji miasta.
Kościół św. Elżbiety
W XV wieku wrocławskie mieszczaństwo odczuwało nieodpartą potrzebę wywyższenia się ponad opływający w bogactwo kler. Symbol kościelnej władzy stanowiła niewątpliwie wspaniała katedra św. Jana, której zawieszone na wysokości stu metrów hełmy widać było w całej okolicy. Mieszkańcy miasta postanowili dać prztyczek w nos biskupiej władzy, sfinansowali w tym celu wieżę dla kościoła św. Elżbiety. Była to wieża wyjątkowa, mierzyła bowiem 130 m, plasując się w czołówce najwyższych budowli świata (koronę wysokości dzierżyła od 1439 r. 142-metrowa katedra w Strasburgu).
Oczywiście nic, co dobre nie trwa wiecznie. W 1525 r. świątynię św. Elżbiety przejęli ewangelicy (jeśli wierzyć podaniom – wskutek wygranej gry w kości). Kilka lat później potężny hełm wieży został zniszczony przez wichurę. Katolicy interpretowali to zdarzenie jako karę boską, zrzuconą na innowierców. Protestanci zaś za cud uznali fakt, że w katastrofie ucierpiał jedynie kot oraz naręcze kufli piwa, niesionych do jednej z gospód. Od tej pory wieża jest znacznie niższa. Gdyby nie doszło do zniszczenia hełmu, znajdowałaby się dziś na 14. miejscu pośród najwyższych wież kościołów na świecie.
Nadzwyczajna strzelistość świątyni od zawsze oddziaływała na wyobraźnię mieszkańców. Rozmieszczone dookoła maleńkie domy księży-altarystów potęgowały obłędne wrażenie wysokości. Stała się przedmiotem wielu legend, w tym jednej niezwykle ciekawej, opisanej przez Krzysztofa Kwaśniewskiego:
Dawnymi czasy pewna młoda kobieta zdobyła serce dzielnego i uczciwego chłopca. Ten poślubił ją i dał jej wszystko, w zamian jednak doznał nieopisanej udręki. Jego nowa żona trwoniła bez opamiętania wspólny majątek, doprowadzając w końcu zrozpaczonego męża do samobójstwa. Rozpustne życie przywiodło ją pewnego dnia do krawędzi, gdy jeden z kochanków zbiegł, kradnąc wszystkie jej pieniądze i kosztowności. Kobieta postanowiła poprzez chciwość i oszustwo odzyskać utracone dobra. W swoim kramie na Rynku bezczelnie zwodziła klientów, słynęła w całym mieście z niesłychanego skąpstwa. Gdy jej żywot dobiegł końca, skumulowane w sercu zło nie pozwoliło odejść jej duszy w pokoju. Każdej nocy powstawała z grobu, zostawiała na nim swój całun i udawała się do kramu. Tam, mdlejąc z wysiłku, mierzyła wciąż to nowe bele płótna. Pewnego razu zauważył ją strażnik z wieży kościoła św. Elżbiety. Postanowił rozprawić się ze zjawą i starym zwyczajem, gdy wyszła już na swą nocną wędrówkę, zabrał z jej mogiły całun. Rozwścieczona zmarła, nie mogąc powrócić do grobu, zaczęła wspinać się zajadle po wieży kościoła, wygrażając strażnikowi. Mężczyznę ogarnął blady strach, zaś spieniona twarz i obłędne ślepia coraz bardziej zbliżały się do szczytu. Gdy paskudne, oślizgłe łapy chwytały już za okno, wybiła godzina pierwsza. Zjawa rozluźniła uścisk i runęła w dół, na następny dzień znaleziono na dole zniekształcone truchło.
Kościół Marcina Lutra
W 1911 r. na przepięknej wówczas Kaiserstraße (tak, zgadza się, to dzisiejszy Plac Grunwaldzki) ukończono budowę 90-metrowej wieży kościoła Marcina Lutra. Górowała ona w tej części miasta do feralnego 1945 r., kiedy to Niemcy zburzyli reprezentacyjną dzielnicę i zamienili ją kosztem życia wielu ludzi w wojskowe lotnisko. Pierwsi polscy osadnicy zobaczyli tam tylko ogromną pustkę. W miejscu strzelistego kościoła Lutra zbudowano w całkiem zacnym stylu budynki D1 i D2 Politechniki. Dzisiejszy Plac Grunwaldzki wygląda już zupełnie inaczej, przedwojenny stylowy bulwar zamienił się w przestrzeń ociekającą szkłem i stalą. Cóż, świat idzie naprzód :).
Katedra św. Jana
Nie sposób nie powiedzieć ani słowa o wrocławskiej katedrze. Jej wieże nie zawsze były bliźniacze – w XV w. ukończono wieżę północno-zachodnią wraz z hełmem, południowo-zachodnia miała wówczas jedynie cztery kondygnacje. Trudno określić początkową wysokość świątyni, oscylowała zapewne w granicach 90-100 m. Dzisiejsze hełmy pochodzą z 1991 roku, ich kształt zmieniał się na przestrzeni wieków wskutek wojen, żywiołów i szaleństw miejskich architektów.
W ścianie południowej wieży widoczna jest kamienna głowa, o twarzy wykrzywionej bolesnym grymasem. Legendy mówią o zuchwałym złoczyńcy, który utknął wyglądając przez okienko katedry. Istnieją też podania o strażniku, który zginął w tym miejscu w pożarze świątyni. Szara rzeczywistość odrzuca takie wytłumaczenia i skłania się ku teorii o wizerunku złego ducha, wmurowanym dla jego unieszkodliwienia.
...i dziesiątki innych
Magię gotyckich wież i związanych z nimi legend zakłóca nieco pewien prozaiczny fakt – otóż najwyższą budowlą Wrocławia jest w tej chwili 180-metrowy komin elektrociepłowni przy ul. Łowieckiej. Warto wspomnieć, że w czasie stanu wojennego pewien śmiałek zadał sobie trud i zawiesił na nim flagę Solidarności. Z drugiej strony – interesującą zdobycz komunizmu stanowi Iglica, stalowy słup wysokości 96 metrów ustawiony w 1948 r. obok Hali Ludowej w związku z odbywającą się tam "Wystawą Ziem Odzyskanych". Konstrukcja ta wyglądała wówczas zupełnie inaczej – była znacznie wyższa, szczytowy segment zakończono pokaźną, obrotową tarczą z lustrami, mającą w zamyśle dawać niesamowite efekty świetlne (w rzeczywistości tarcza dosyć szybko spadła na ziemię). Na dole towarzyszyły iglicy stalowe łuki. Co ciekawe, podobnie jak komin, posłużyła opozycjonistom za miejsce zawieszenia solidarnościowego sztandaru.
Mógłbym pisać bez końca o wrocławskich wieżach, ale na dziś może wystarczy :-). Na deser zostawiam sobie tajemniczy mostek czarownic na kościele Marii Magdaleny, Wam polecam artykuł o świątyni św. Mikołaja, w swoim czasie będącej najwyższym punktem miasta. Pozostaje mieć nadzieję, że inicjatywy pokroju Sky Tower przypomną światu o potędze stolicy Dolnego Śląska.
Zdjęcia Iglicy i kościoła Marcina Lutra pochodzą z serwisu wroclaw.hydral.com.pl, publikuję je na zasadach dozwolonego użytku. Grafika z upadkiem hełmu wieży kościoła św. Elżbiety znajduje się we wrocławskim Muzeum Architektury.
Świetny wpis, ale poprawiłbym Kaiserstraße ;)
OdpowiedzUsuńDzięki, poprawione!
OdpowiedzUsuńA jak zdobędziemy się na bycie trochę mniej ‘administracyjnymi’, to kto wie, może i całego Śląska. Ilość i jakość budowanych wieżowców zawsze daje jakiś obraz aktualnego poziomu gospodarki. Tylko (jak zawsze we Wrocławiu) trochę to smutne, że akurat w tym miejscu gdzie kiedyś istniała tak spójna architektura. To tylko tak krótko w ramach rozlanego już mleka.
OdpowiedzUsuńTo ja troszeczkę pospamuję i dorzucę link do mojego wejścia na Sky Tower :)
OdpowiedzUsuńhttp://miastowroclaw.blox.pl/2011/09/z-lotu-sky-towera.html
Czuję, jakbym napisał tego posta wczoraj. A tu nie dość, że minęło ponad pół roku, to Sky Tower już praktycznie stoi :)
OdpowiedzUsuń