1. grudnia 1903 r. wokół Kamienicy Pod Czarnym Psem przy ul. Świętego Mikołaja 56 zgromadził się nie lada tłum. Znajdująca się na parterze Restauracja "Krokodyl" zorganizowała tego dnia święto piwa, "Bockfest", ma które zaprosiła wszystkich swoich bywalców wraz z przyjaciółmi. W sumie mnóstwo miłośników złocistego trunku. Wąsaty jegomość za barem już zacierał ręce na nadchodzący utarg, lokal zaś coraz bardziej zapełniał się gośćmi. Hurra! Achtung! Hurra! – grzmiały napisy na zaproszeniach. Sielankowa atmosfera nowego, wspaniałego, dwudziestego wieku trwała w najlepsze.
Nikt nie spodziewał się, że ta atmosfera już długo nie potrwa i wkrótce wyparuje z Kamienicy Pod Czarnym Psem na kolejne sto lat...
Atmosfera początku XX w... |
Zaspy śniegu pod Restauracją Krokodyl |
Reklama obuwia z 1923 r. |
Finału całej historii można się już domyślać. Żydowskich właścicieli prawdopodobnie wywłaszczono. Od 1937 r. jako zarządca Kamienicy pod Czarnym Psem - i kilku sąsiednich - figuruje emerytowany, miejski inspektor, Erich Schmidt. Jak mniemam – "zasłużony" dla dobra sprawy urzędnik. Pan Schmidt nie cieszył się zbyt długo swoim nowym nabytkiem, w maju 1945 r. okolica stanęła w gruzach. Niemiecka dusza Breslau w jednej sekundzie wyparowała i już nigdy nie wróciła.
Po II wojnie światowej nie było już Nikolaistrasse, jej miejsce zajęła ulica Świętego Mikołaja. Okrutnie zniszczona i okaleczona powoli podnosiła się z kolan. Jak na nieszczęście, budynek o numerze 56 stracił niemal wszystkie piętra i stanowił szczerbę w zabytkowej pierzei. Jeszcze pod koniec lat 60. straszył ruiną pomimo, że sąsiednie kamienice wyglądały coraz lepiej. Wydawało się, że jego dni są już policzone.
Ruina kamienicy w 1967 roku zaznaczona na czerwono, fot. dolny-slask.org.pl |
W końcu nastąpiła jednak upragniona odbudowa. W nieco skromniejszym wydaniu, ale nie było na co narzekać. Rozpoczął się nowy rozdział w dziejach Kamienicy pod Czarnym Psem. Smutne historie odeszły w zapomnienie, do chłodnych murów powróciła radość. Od lat znajduje się tu pub Tawerna, w piwnicach zaś - siostrzany pub Outsider. Znów rozbrzmiewają tu wesołe głosy i brzdęk kufli, ktoś czasem zagra na gitarze, ktoś głośniej zaśpiewa... A duch wąsatego jegomościa zasiada spokojnie przy swoim schłodzonym Bocku i mruczy sobie nostalgicznie - Hurra! Achtung! Hurra...
Chcesz zobaczyć podobny artykuł o budynku, w którym znajduje się Twoja firma? Skontaktuj się ze mną w sprawie ustalenia szczegółów współpracy!
Fajny wpis. Warto go przeczytać. Zwłaszcza jak sie mieszka we Wrocku.
OdpowiedzUsuńWielu zna Kamienicę Pod Złotym Psem, a niewielu zna Kamienicę Pod Czarnym Psem - miło, że jej historia została przypomniana na Tajemniczym Wrocławiu;)
OdpowiedzUsuńMniej znane elementy tkanki miejskiej Wrocławia są najbardziej interesujące, dzięki, że o nich piszesz :).
OdpowiedzUsuńSuper! Uwielbiam historię Wrocławia, zwłaszcza tak nietypową i mało znaną :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie historie... z duszą, albo z duchem w tle...
OdpowiedzUsuńTakie historie są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię takie opowieści, jak się potem przechadzamy ulicą to aż się czuje to dawne tchnienie. :)
OdpowiedzUsuń