poniedziałek, 2 czerwca 2014

Kryminał po wrocławsku


Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądało życie we Wrocławiu na przełomie XIX i XX wieku? Książki o przygodach Eberharda Mocka z pewnością rozpaliły do czerwoności wyobraźnię miłośników lokalnej historii – ukazały bowiem, że przeszłość miasta to nie tylko piękne kamienice i wysokie wieże, ale również mroczne zbrodnie i mrożące w żyłach opowieści. Co ciekawe, dolnośląska rzeczywistość była znacznie bardziej interesująca od literackiej fikcji. Rodząca się powoli kryminalistyka miała niebywale trudne zadanie, polegające na opanowaniu fali morderstw i zbrodni.

Być może pamiętacie mój artykuł o zabójstwie dwójki dzieci – Eriki i Ottona Fehse, porwanych i poćwiartowanych przez nieznanego sprawcę w 1926 r. Sprawa ta poruszyła światową opinię publiczną i stała się priorytetem dla policji z całych Niemiec, była jednak tylko wierzchołkiem góry lodowej. Zaledwie dwa lata wcześniej, w zaduchu wrocławskiego targowiska, szanowany kupiec i obywatel Ziębic – Karl Denke – zachwalał na swoim stoisku peklowane mięso. Uchodził za osobę spokojną i pobożną, zawsze gotową nieść pomoc żebrakom i ludziom pokrzywdzonym przez los. W swoim ziębickim gospodarstwie niejednokrotnie udzielał wsparcia biednym, pewnego dnia jednak na jaw wyszło przerażające odkrycie. W sobotę 20 grudnia 1924 r. bezrobotny czeladnik stolarski, Vincenz Olivier, zgłosił się ranny na Policję komunikując, że został okaleczony motyką przez Karla Denke. Domniemanego agresora profilaktycznie aresztowano, kilka godzin później popełnił on samobójstwo, wieszając się na pętli zrobionej z chustki do nosa. W jego domu znaleziono dowody na zamordowanie co najmniej kilkudziesięciu ludzi, w tym także gotowe do zjedzenia ludzkie szczątki.

Felix Rosen w 1907 r.
Mniej więcej w tym samym czasie, na spokojnym Biskupinie, w wilii przy ul. Wichelhausstrasse 6 (dzisiejsza ul. Brandta) rozegrała się historia szeroko opisywana przez wiele zagranicznych gazet (w tym także przez londyńskiego Timesa). W nocy z 8 na 9 sierpnia 1925 r. zastrzelony został profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, Felix Rosen, znany botanik. Zabójca zamordował też przy pomocy młotka innego lokatora tego budynku, szewca Augusta Stocka. Policja, zawiadomiona przez syna Stocka, znalazła na miejscu zbrodni dwa ciała i linę z prześcieradeł, zwisającą z jednego z okien na piętrze. Na dole, w szopie dla królików ukrywała się gospodyni, pani Neumann, która zeznała później, że usłyszała napastników podających się za poborców podatkowych i ratowała życie salwując się iście kaskaderską ucieczką. Policjanci zlustrowali dokładnie prowizoryczną linę i ocenili, że jej splecenie musiało zająć co najmniej 20 minut, na tej podstawie aresztowali Frau Neumann do dalszych wyjaśnień. Co ciekawe, owa kobieta została wiele lat wcześniej przygarnięta przez profesora prosto z ulicy, jako prostytutka. Otrzymała pracę w domu, Felix Rosen zaś adoptował jej nieślubną córkę. Przez długi czas uważani byli za małżeństwo, tak też opisują ich niektóre gazety. Kilka dni po morderstwie było niemal pewne, że to właśnie niedoszła żona profesora zostanie uznana za winną. Odnaleziono magazynek z nabojami małego kalibru, młotek będący wcześniej na wyposażeniu willi oraz pończochę służącą za maskę. Brak oznak włamania zupełnie nie wskazywał na motyw rabunkowy.

W toku rozwiązywania tej sprawy odkryto jednak fakty, które wstrząsnęły europejskim środowiskiem naukowym. Oto szanowany profesor urządzał nocami, z pomocą wrocławskiego półświatka, szalone orgie, wzorowane na starożytnym Rzymie i Grecji. Powstało poważne przypuszczenie, że zabójcą był jeden z uczestników orgii, jednakże brak konkretnego podejrzanego zmusił prokuraturę do ogłoszenia porażki. Oskarżonych – w tym także panią Neumann – uniewinniono, niektórych przytrzymano jeszcze do ostatecznych wyjaśnień. W 1927 roku Neumann  niespodziewanie przyznała się do wynajęcia byłego skazańca w celu dokonania morderstwa. Tak zakończyło się dwuletnie śledztwo, w które zaangażowano detektywów z samego Berlina.

Dlaczego wybrałem dziś tak mroczny temat? Zainspirowała mnie wystawa Kryminalny Wrocław w Arsenale, na której przeczytałem historię Denkego. Jeśli nie boicie się zmumifikowanych głów i przestrzelonych czaszek – polecam ją jako historyczną ciekawostkę. Potrwa ona do 6 lipca.

Miami Daily News and Metropolis, 12 sierpnia 1925
Jahres-Bericht der Schlesischen Gesselschaft fur Vaterlandische Cultur, 1917
The Times, 11 sierpnia 1925
The Milwaukee Sentinel, 2 czerwca 1926

4 komentarze:

  1. Dzięki za informacje, malo brakowalo, a byłabym przeoczyła tak smakowity dla mnie kąsek. Niebawem lece się napawać okropieństwami i dodam, ze jestem dumna z tak bogatej kryminalnej przeszłości tych ziem :), pozdrawiam Cesia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, poczytam sobie też artykuły z linków ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobno Denke wybierał swoje ofiary m.in. spośród osób wysiadających na dworcu w Ziębicach. Ja kiedyś wysiadłem i przeżyłem ;)
    Zainteresowałem się nim po tym, jak zespół O.D.R.A. nagrał album "Karl Denke Blues".

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś odwiedziłem wystawę, robi wrażenie. Najbardziej zapadł mi widok kilku kadrów z filmiku wyświetlanego na projektorze. Czekam na kolejne ciekawostki! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Uprzejmie proszę o nie przesyłanie w komentarzach SEO-spamu.