Saturday, March 19, 2011

Opactwo z głębin ołbińskiego stawu

Na wrocławskim Ołbinie, w pobliżu ziejącego grozą zamczyska Wydziału Architektury, znajduje się neogotycki kościół św. Michała Archanioła. Strzelista wieża kościoła prezentuje swoje odbicie w niewielkim, parkowym stawie. Przedwojenni wrocławianie przekazywali z ust do ust legendę o znajdującym się tu bogatym klasztorze. Jego rozległe dobra sięgały po horyzont, ogromne daniny składane przez zniewoloną ludność coraz bardziej ugruntowywały jego potęgę. Dostatnie życie szybko sprowadziło tutejszych mnichów na drogę rozpusty i łakomstwa. Niebiosa ze zgrozą obserwowały zepsucie duchownych. Gdy pewnego razu kończyli suto zakrapianą ucztę, ziemia rozstąpiła się i pochłonęła cały klasztor, powstałą w ten sposób rozpadlinę wypełniła woda. Odtąd biada temu, kto zechce owe miejsce osuszyć.

Wspomniane legenda zawiera ziarno prawdy. Na Ołbinie już od XII wieku istniało benedyktyńskie opactwo św. Wincentego. Ufundował je możnowładca Piotr Włostowic (który, nawiasem mówiąc, sporo nagrzeszył i w ramach pokuty musiał wznieść 77 kościołów). Dzięki rozległym koneksjom Włostowica zakonnicy otrzymali od władzy liczne dobra i przywileje. Już pod koniec XII w. usunięto z klasztoru benedyktynów (jak się można domyślić - mieli poważne problemy z dotrzymaniem zakonnej dyscypliny) i na ich miejsce sprowadzono norbertanów.

Opactwo rozbudowywało się z niespotykanym rozmachem, jego romańskie bryły wynosiły się nawet ponad wyrastające we Wrocławiu gotyckie wieże. Klasztor bardzo szybko stał się solą w oku miejskich rajców. Po pierwsze był obsadzony w dużej mierze przez Polaków, co stanowiło zadrę w budującej się tożsamości państwowej Śląska. Po drugie, jego katolicki charakter przeszkadzał rozpoczynającej swój pochód reformacji. Gdy nad Europą zawisła groźba najazdu tureckiego, władze na czele z Heinrichem Rybishem postanowiły zadać zakonnikom ostateczny cios. Pod pretekstem zwiększenia zdolności obronnych miasta (otoczony murami klasztor stanowił "konkurencję" dla niewielkiego wówczas Wrocławia, przez co mógł być wykorzystany jako przyczółek do ataku) zadecydowano o rozbiórce wszystkich budowli ołbińskiego opactwa. Ich elementy zostały wykorzystane m.in. przy budowie domu Rybischa, znajdującego się przy dzisiejszej ul. Ofiar Oświęcimskich. Najbardziej imponującą pozostałością klasztoru jest niewątpliwie portal ołbiński, wmurowany w ścianę kościoła św. Marii Magdaleny.

Burzenie opactwa odbywało się w atmosferze sztucznie napędzanego strachu przed Turkami. W błyskawicznym tempie bezpowrotnie zniszczono bezcenne zabytki, zbezczeszczono też nagrobki fundatorów - Piotra Włostowica i jego małżonki (głowy zmarłych posłużyły robotnikom do gry w kręgle...). Tak zakończyła się smutna historia lokalnego bastionu polskości.

Zdjęcie pochodzi z serwisu wroclaw.hydral.com.pl

Staw znajduje się pomiędzy budynkiem Wydziału Architektury (E1) Politechniki Wrocławskiej a kościołem św. Michała Archanioła, w Parku Stanisława Tołpy. Dojeżdżają tam zarówno tramwaje, jak i autobusy. Na rogu ulic Wyszyńskiego i Prusa znajdował się niegdyś drugi staw, który nie dotrwał do naszych czasów. Być może to właśnie jego dotyczyła wspomniana we wstępie posta legenda.

Sunday, March 13, 2011

Kozanowskie rzeźby kontra Tramwaj Plus

Zaniepokoił mnie ostatnio widok budowy nowego torowiska na Kozanowie. Wycięto wzdłuż niego wszystkie drzewa i krzewy, na łysym pasie ziemi pozostały tylko stylowe, drewniane rzeźby (jedną z nich opisywałem jako południcę). Mam cichą nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł ich likwidacji – byłaby to niepowetowana strata dla okolicznego krajobrazu. Pozostaje liczyć na rozsądek władz osiedla.

Zapraszam do obejrzenia galerii kozanowskich rzeźb na Facebooku!

Saturday, March 5, 2011

Wieża ciśnień przy al. Wiśniowej

We Wrocławiu na każdym kroku widać pozostałości niemieckiej myśli technicznej, szczególnie te dotyczące gospodarki wodnej. Chciałbym przybliżyć Wam historię pewnej szczególnej budowli, jaką jest wieża ciśnień przy al. Wiśniowej. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to najpiękniejszy tego typu obiekt w Polsce.

Wieża powstała w latach 1903-1904 wg projektu Karla Klimma. Łączyła w sobie funkcję wodociągową i turystyczną, już od 1906 roku można było podziwiać z jej szczytu sylwetkę Ślęży na tle oddalonych o dziesiątki kilometrów Karkonoszy. W dolnych partiach wieży znajdowały się mieszkania służbowe, górna część mieściła stalowy, nitowany zbiornik wody o średnicy 17 m i wysokości ok. 8 m. Wyobraźcie sobie, że można by w nim całkowicie utopić jednorodzinny dom1...

Podczas II wojny światowej obiekt jakimś cudem ocalał bez większych zniszczeń (choć służył za punkt kierowania ogniem artyleryjskim i mógł podzielić smutny los innych zabytkowych wież). W czasach PRLu zaniechano jego renowacji, zaklajstrowano tylko bardziej znaczące ubytki w murze (według niektórych źródeł ubytki te wręcz zamalowano farbą, żeby nie było ich widać z daleka!). W latach 80. popękały nity utrzymujące w ryzach zbiornik z wodą. Oznaczało to małą powódź i konieczność zamknięcia budowli. Przejął ją harcerski hufiec, doprowadzając do dewastacji technicznego wyposażenia.

Na szczęście jest to kolejna historia zakończona happy-endem. Sfatygowaną wieżę kupił w 1995 r. prywatny właściciel, dziesięć lat później zakończono kapitalny remont i oddano do użytku stylową restaurację. Dziś wieża ciśnień na Wiśniowej zachwyca szczyptą neogotyku i secesji. Docelowo na wyższych kondygnacjach w najbliższych latach powstanie hotel z industrialnym wystrojem. Oby więcej takich pozytywnych przykładów zmartwychwstania zabytków!